czwartek, 13 listopada 2014

Kalednarium

Nie umiem żyć bez planowania. Bez określenia co będę robić jutro, za tydzień, za miesiąc, jaki jest mój cel, pragnienia, marzenia, do czego dążę, czego oczekuję.
Nie umiem i już. Był nawet taki moment w moim życiu, że próbowałam bez. Iść na żywioł, spontan. Nie wytrzymałam tygodnia. Brak planu i rytmu powoduje u mnie brak poczucia bezpieczeństwa, chwiejność nie leży chyba w mojej byczej naturze, więc bez planu chodziłam jedynie wściekła, smutna i niepewna jednocześnie. I tak jak pory roku wyznaczają rytm roczny, tak mój kalendarz wypełniają pewne daty,które nadają rokowi tempo i melodie. Urodziny dzieci, ich imieniny, rocznice, święta, wszelkie okazje do celebrowania bliskości, rodziny i więzi. I nie są to okazje do kupowania prezentów czy organizowania wielkich przyjęć (co swoją drogą uwielbiam), ale do tego, żeby na chwile się zatrzymać, przytulić malucha minutę dłużej, nie popędzać, nie spieszyć, pozwolić na małe odstępstwa od codziennej reguły, małe grzeszki. Galaretka zamiast owsianki, czy babeczka zamiast kanapki w dniu imienin nie zrobią krzywdy ani zębom, ani mojemu autorytetowi matki, a spowodują, że dziecko poczuje się szczególnie ważne, wyróżnione. 
Planowanie na początku nie jest niestety łatwe, wymaga trochę skupienia i sporo konsekwencji. Ale po roku jest zdecydowanie łatwiej, a po dwóch wpada się w rytm, i ciężko bez tego zaczynać rok, miesiąc tydzień...Planowanie roku zaczynam w grudniu. Około 15 grudnia kupuję kalendarze na następny rok. Dwa- ścienny i książkowy- obowiązkowo rozmiar torebkowy- wożę go wszędzie, zapisuję w nim ważne rzeczy które się zdarzyły a o których nie chcę zapomnieć (np. Adasiowi wypadł ząb), ale też używam go jako przenośnej listy zakupów, trzymam w nim paragony za buty- łatwo wtedy ogarnąć kiedy się kończy na nie gwarancja, zapisuję numery telefonów, robię notatki u lekarza...Wybór kalendarzy ściennych jest ogromny, ale mniej ważne jest dla mnie to czy są na nim koty, psy czy konie, a to ile jest miejsca do wpisywania informacji. Jeśli nie mogę znaleźć odpowiedniego kalendarza po prostu go sobie drukuję. A potem siadam i zaczynam wpisywać to wszystko o czym chce w danym roku pamiętać. Zazwyczaj posiłkuję się starym kalendarzem, z którego przepisuję wszystkie imieniny, urodziny (z rokiem- aby pamiętać, które to urodziny), i rocznice. Sprawdzam kiedy była kontrola u okulisty, i przepisuję ją na następny rok mniej więcej w tym samym czasie. Wpisuję daty ważnych opłat- podatku od nieruchomości, kiedy opłacić firmową domenę, ubezpieczenie domu, auta. Kiedy wygasa OC i AC, kiedy kontrola u dentysty, szczepienie psa. Kiedy trzeba zarezerwować wakacje, kiedy jest dzień darmowej dostawy. Z książkowego kalendarza przepisuję mniej więcej- określając tydzień- wydarzenia w których braliśmy udział, i które chcemy zaliczyć za rok- Powitanie Lata w Skansenie, Festyn Archeologiczny, Święto Dyni, Paradę Teatrów Ulicznych, Festiwal Ale Kino, Hubertus, Pokazy Lotnicze.  Wpisuję kiedy trzeba zapisać dzieci na zajęcia dodatkowe, kiedy są ważniejsze wyprzedaże, kiedy urządzamy dla znajomych grilla, i kiedy jest w przedszkolu dzień rodzica. Wydaje się trudne? Wcale nie- po prostu usiądź z kartką, i spisz to co ważne. A potem nanieś to na kalendarz. I uwierz, że to proste! A potem rozkoszuj się ogarniętym rokiem, i tym, że imieniny Cioci Gieni się już nie zaskoczą, za to Ty zaskoczysz Ciocię kartką, którą wyślesz jej nie dość, że w terminie, to jeszcze zrobisz ją z dzieckiem! tzw plus pięć punktów do zajebistości :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz