wtorek, 18 sierpnia 2015

Potrójnie

Czytałam gdzieś, że trzecie dziecko jest kwintesencją spokojnego i spełnionego macierzyństwa. Być może tak jest, o tym zapewne przekonam się niebawem, jednak póki co pewna jestem jednego. Trzecia ciąża w moim wydaniu jest jakaś ekspresowa.
Wydaje mi się, że tydzień temu zrobiłam test ciążowy, trzy dni wcześniej powiedzieliśmy rodzinie, a wczoraj byłam na usg połówkowym. Nic bardziej mylnego. Własnie skończyłam 28 tydzień ciąży. Samej mi się w to wierzyć nie chce. 

W pierwszej ciąży wsłuchiwałam się w swój organizm, natrząsałam się nad każdym zdarzeniem, każdym pobraniem krwi, badaniem, usg. Wysiadywałam synka jak najdelikatniejsze jajeczko. Przeżywałam wszystko z wielkim namaszczeniem. Czekałam na kopniaki, liczyłam kilogramy, przeliczałam dni i godziny. Wyprawkę szykowałam już w 4 mc ciąży! Przy drugim musiałam nieco na siebie uważać- trochę leżałam, miałam do pomocy mamę na rocznym urlopie, w związku z tym druga ciąża dłużyła mi się niemiłosiernie. Większość rzeczy miałam po pierwszym synku, więc nie było też za dużo przygotowań wyprawkowych. A co za tym idzie, nie miałam zajęcia które by mi czas wypełniało. Teraz nie mam na to czasu. Ale z innych powodów. Po pierwsze cały czas pracuję. Mam pod opieką tych dwóch małych rozbójników- jednego trzeba przygotować i wdrożyć w szkolny rytm, drugiego w przedszkolny, poustalać zajęcia dodatkowe, znaleźć instruktora na basen...Nie mam czasu się zastanawiać, wybierać i przebierać, podchodzę do wszystkiego o wiele bardziej praktycznie i pragmatycznie. 
Ubranka- byle czyste :) w odpowiednim rozmiarze, w nieprzytłaczającej ilości, wygodnie zapinane. Zycie i warunki domowe zweryfikowały bardzo moje podejście do ubrań dzieci. Gdy rodzili się chłopcy, każdy miał przygotowane ubranka na 6 mc do przodu, poprane i poprasowane, ułożone w równe stosiki w osobnych szafach. Zośka będzie mieszkać w naszej sypialni, w której to udało się zmieścić dodatkowo jedną dużą komodę i niewielką szafkę. Więc i ubranka muszą być okiełznane, zwłaszcza pod względem ilościowym, na 2, góra 3 miesiące. Więcej po prostu nie zmieszczę. 
Cały osprzęt do karmienia- cóż...temat rzeka. Chłopców karmiłam, nie za długo, ale zawsze. Z Zosią innego rozwiązania w ogóle nie biorę pod uwagę. W związku z powyższym sprzęt do karmienia zminimalizowałam jak się dało. Laktator i jedna buteleczka. Finito. 
Pozostałe gadżety- tu jeszcze większy konserwatyzm zapanuje. Niania elektroniczna, kilka kocyków, żadnego rożka (nie umiałam i nie umiem w tym dzieci nosić), leżaczek, dwie tkane chusty, jakiś smoczek plus apteczka...i to wszystko. 

Czy to oznacza, że się nie cieszę? Że nie czekam? Nie myślę, nie przygotowuję się? Absolutnie nie! Czekam, ale w ciszy i spokoju. Bez zadęcia i nadęcia, bez roztrząsania. Czekam, bo wiem, że odliczaniem czasu nie przyspieszę, o wiem, że przygotowaniami niczego nie zmienię. Czekamy wszyscy. Każdy inaczej. Mąż szukając samochodu większego, Adaś wybierając ubranka tak różowe, że aż mnie oczy bolą, Staś nosząc małpkę w chuście i karmiąc ją piersią :)

Czy czuję się szczęśliwa? 
Bardzo. Przede wszystkim spełniona. W końcu kompletna.
Czy się boję?
Bardzo. Ale wiem, że dam radę. W końcu spełniłam swoje największe marzenie, więc nie mogę polec, nie mogę się poddać. 
Czekam. Wszyscy czekamy. 
















1 komentarz: